Witajcie na nowej odsłonie bloga! Udało mi się ukończyć przeniesienie bloga (ale o tym opowiem Wam kolejnym razem) przed nowym rokiem, stąd jeszcze w 2018 mogę przedstawić Wam moje podsumowanie tego też roku 🙂
W tegorocznym podsumowaniu chciałam skupić się głównie na kosmetykach. Jak zapewne spora część z Was, uwielbiam testować wszelkie nowości z różnych półek cenowych, aby przekonać się, czy faktycznie warte są swojej ceny. O dziwo w tym roku nie znalazło się zbyt dużo kompletnych bubli i zdecydowana większość produktów podbiła moje serce. Jakie są więc moim zdaniem najlepsze kosmetyki 2018 roku?
Wśród najlepszych kosmetyków 2018 roku obowiązkową muszą się znaleźć naturalne mgiełki od Beaute Marrakech. Jestem ogromną fanką kosmetyków naturalnych i zapachu lawendy, więc nie mogłam oprzeć się tej wodzie! Mgiełka ma piękny zapach, prosty, naturalny skład i świetnie sprawdza się u mnie jako tonik. Spryskuję nią twarz codziennie po umyciu jej żelem (o którym także będzie w dalszej części postu ;)) oraz rano przy użyciu wacika. Moja opinia od wodzie lawendowej Beaute Marrakech była na tyle pozytywna, że wypróbowałam również inne mgiełki tej firmy. Aktualnie używam także wody z bergamotki i aloesu, które również uwielbiam! Produkty te dostaniemy głównie w sklepach internetowych, ja z kolei kupuję je w supermarketach Leclerc.
Pozostając w temacie pielęgnacji, kolejnym moim ulubieńcem w tej kategorii jest pianka do mycia Nivea Silk Mousse. Uwielbiam nie tylko jej nawilżające działanie, ale też cudowny zapach! Delikatny, kremowy, utrzymuje się jeszcze długo po myciu. Dla kogoś, kto tak jak ja nie cierpi balsamów do ciała będzie to idealne rozwiązanie. Czego chcieć więcej? 😉
Czas na wspomniane już wyżej produkty do pielęgnacji twarzy! W tym roku bezkompromisowo wygrały u mnie kosmetyki od firmy Biotanique. Pokochałam ich żele, peelingi i maseczki. Pierwszy raz miałam styczność z żelem micelarnym, który znacznie lepiej usuwa makijaż i jest przede wszystkim bezpieczniejszy dla skóry. Nie zapycha jej tak jak płyny micelarne, które nadają się jedynie do „doczyszczenia” cery. Niewątpliwą zaletą produktów Biotanique jest niska cena i dobra jakość oraz brak uczucia przesuszenia twarzy.
W tym roku maska Gravity Mud od GlamGlow absolutnie zawładnęła branżą Beauty, mówili o niej wszyscy i zyskała niewątpliwie ten sam rozgłos co hit ubiegłego roku – maska bąbelkowa tzw. „chmurka”. Nie obyło się bez odpowiedzi na ten hit drogeryjnej marki Selfie Project, która wprowadziła zamiennik GlamGlow w postaci mieniących się maseczek peel-off zamkniętych w jednorazowych saszetkach! Uwielbiam taką formę maseczek, dlatego zdecydowanie musiałam ją wypróbować. Dostępne są w kilku wariantach kolorystycznych, każda sprawdziła się u mnie świetnie i zostawiła skórę naprawdę miękką w dotyku. No i ten brokat… 😉
Czas przejść do pielęgnacji włosów! Jest to absolutnie moja ulubiona kategoria i pochłania największą część mojego budżetu na kosmetyki 😉 Niestety w tym przypadku ciężko trafić dobre produkty, dostosowane do potrzeb moich włosów. Jednym z moich faworytów został szampon Fanola No Yellow, który przez długi czas znany był mi jedynie z profili na Instagramie. Po dość szybkim przejściu z czarnych włosów na blond (o czym również opowiem Wam niebawem), okazał się być wręcz niezbędny! Nie będę o nim długo opowiadać, bo szczegółowe rezultaty możecie podejrzeć również w internecie. Moja opinia o szamponie Fanola jest jak najbardziej pozytywna. Mimo właściwości pozwalających na diametralną zmianę odcienia włosów, produkt nie plami trwale skóry i ubrań, pozostawia włosy wypielęgnowanie i niesamowicie miękkie. Teraz czas wypróbować maskę z tej samej serii 😉
Puszące się włosy to moja zmora od bardzo długiego czasu, o czym już kiedyś wspominałam w notce. Mimo wielu prób w dalszym ciągu ciężko mi uporać się z tym problemem, jednak są na szczęście kosmetyki, które sprawdzają się u mnie naprawdę nieźle. Należy do nich m.in. serum od Umberto Giannini No more frizz, które idealnie wygładza moje włosy bez obciążania ich. Mimo dość wysokiej ceny zdecydowanie warto je wypróbować, bo jest przy tym niezwykle wydajne.
Kolejnym sprzymierzeńcem w walce z przesuszonymi i puszącymi się włosami został krem CC od Franck Provost. Lekki, ma piękny zapach, jest naprawdę wydajny. Dla mnie strzał w dziesiątkę! Szczególnie w połączeniu z dwójką wyżej wymienionych produktów.
Każdy z nas ma takie zapachy, które absolutnie podbijają serce. U mnie są to szczególnie perfumy ciężkie, bardziej wieczorowe, nieco tajemnicze. W tym roku zużyłam już kilka flakonów, ale faworytem zostaje zdecydowanie zapach od Karla Lagerfelda. Wbrew pozorom nie są tak intensywne jak kultowe perfumy od Chanel, ale nie są też nadmiernie słodkie. Dla mnie to idealne połączenie, którego nie sposób opisać słowami. Są dość trwałe, mają sporą pojemność (ok. 80ml) Musicie je wypróbować!
Odkrycia pojawiły się także w makijażu. Wśród pomadek króluję u mnie absolutnie Maybelline Superstay Matte Ink. Niestety na razie nie mają zbyt szerokiej gamy kolorystycznej, ale moje dwa ulubione odcienie – Visionary i Globetrotter pasują do większości stylizacji. Pomadki utrzymują się na ustach bardzo długo, praktycznie od rana do wieczora nie zauważyłam jakiegokolwiek wytarcia się ani przesuszenia ust, co jest rzadko spotykane wśród matów! Z drugiej strony trwałość ta może być nieco uciążliwa, pomadki ciężko zmyć nawet środkami do demakijażu, jednak dla takiego długotrwałego efektu warto się przemęczyć przy zmywaniu makijażu 😉
Maybelline nie rozczarowało mnie także podczas zmiany tuszu do rzęs, który również był z tej samej firmy. Śmiało mogę stwierdzić, że masakra Total Tempation jest lepszym odpowiednikiem mojego ukochanego przez ostatnie lata One by One. Idealnie wydłuża, rozdziela i pogrubia rzęsy, czyli to, co w takich produktach cenię najbardziej!
O paletach Makeup Revolution pisałam już dawno, wykonywałam również ich recenzję przy okazji wpisu dotyczącego moich ulubionych paletek do makijażu. W tym roku udało mi się powiększyć swoją kolekcję o kolejne dwie (czy to już choroba? ;)). W moje ręce trafiły paletka SophX Extra Spice oraz Re-loaded Iconic Vitality. Jedna i druga absolutnie zachwyca mnie swoją pigmentacją. Aktualnie planuję sprawić sobie jeszcze paletę brokatów, miałyście ją może? Polecacie?
W tym roku. a dokładniej niespełna 3 tygodnie temu, obchodziłam swoje 22 urodziny. W tym też roku mój blog Spiked Soul obchodził swoje 5 urodziny. Pomyśleć jak to szybko zleciało! Jestem ogromnie ciekawa ile osób spośród stałych czytelników bloga jest ze mną od początku 🙂 Są wśród Was tacy?
2018 rok to również czas, kiedy (jak już wspominałam) postanowiłam nieco profesjonalniej podejść do bloga i przenieść go na inną platformę, która posiada nieco więcej funkcji umożliwiających rozwój. O tym jak to zrobiłam i dlaczego opowiem Wam już niebawem. Wspomnę też jakie błędy popełniłam i czego lepiej byłoby nie robić jeśli również chcielibyście przenieść swoje blogi gdzie indziej 😉
A jak minął Wasz 2018 rok? Był on lepszy niż poprzednie lata, czy wręcz przeciwnie?
Jakby ta odpowiedź by nie brzmiała – życzę Wam aby kolejny rok był jeszcze lepszy niż poprzedni! I do zobaczenia już w styczniu!
Sporo tego 🙂
Ja ten żel micelarny rozważę.
I mgiełki też uwielbiam tyle, że z avonu.
To co zaczynamu Nowy Rok 🙂
Planuję zakup tych matowych pomadek z Maybelline ! 🙂
Świetne podsumowanie ! 🙂 Dużo fajnych kosmetyków 🙂 Większość z nich znam 🙂
A paletki z Revolution uwielbiam 🙂
Wiem że już późno na życzenia urodzinowe ale mimo to życzę Ci wszystkiego wszystkiego najlepszego! <3
Twoi ulubieńcy to dla mnie wciąż tajemnica -nie miałam ani jednego z prezentowanych przez Ciebie kosmetyków:D
Gratuluję aż takiego długiego czasu blogowania!
Wszystkiego dobrego w Nowym Roku!
pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)
Oczywiście palety do makijażu Revolution znam i bardzo lubię. Za tę cenę to magia. I nie kochana, to nie choroba, chociaż ja staram się po kupnie kilku zainwestować w nieco lepszej jakość, to wiem jak to jest z tymi od Revolution, ciągle chce się nowe 😀 Pomadki Maybelline również mnie kuszą i pewnie kupię w tym roku kilka kolorów 😀
Piękne aranżacje do zdjęć 😉